Zawód - sztukmistrz
Jestem spod znaku Bliźniąt. We mnie zmaga się woda z ogniem. Każdy człowiek ma okres wojny i pokoju. Moją wojną były piosenki, są książki ...
Moją wojną w malarstwie są poszukiwania relacji między cieniem, światłem, walorem, kolorem. Ale to jest wojna za parawanem. Ludzie tego nie widzą. Odbierają znak. Patrzą „co”, a dopiero potem „jak”.
Denerwują mnie piosenki, gdzie kochać to kochać, płakać to płakać, gdzie człowiek nie może wyleźć spod makulatury ogólników. W piosence trzeba mówić o sobie, a nie imputować jej treści odbiorcom, czekając na udane zrozumienie. Trzeba mówić: „ja to tak rozumiem – a ty?”, miast apodyktycznie „wciskać kit”.
Nie żądam od artystów, by wszyscy interesowali się wszystkim. Ale niech będą tolerancyjni, wyrozumiali, otwarci.
Nie jestem męską ślicznotką. Nie należę też do artystów, którzy kreują się przez słowo i tak ich to pochłania, że nie starcza im czasu na pracę. Zawsze staram się opowiadać o moich dokonaniach, a nie możliwościach. W końcu, powtarzając przysłowie, oliwa zawsze wypłynie na wierzch.
Jedna z moich zasad brzmi: „jest źle, kiedy jest dobrze, a mogło być lepiej”.
Niezmiennie śmieszy mnie, kiedy ktoś śpiewa piosenkę, którą napisałem dla mojej żony. Przecież to moja żona, nie jego.
Żyjemy w czasach, w których coraz dalej jesteśmy od siebie. Niedługo nasz kontakt ograniczać się będzie do tego przy pomocy środków masowego przekazu. Piosenka, książka, obraz pozostaje jedną z nielicznych ścieżek, które jeszcze nie zarosły zielskiem.
Nie wierzę w doskonałość, w to, że można dojść do perfekcji.
Nie bardzo wierzę w twórczość, która nie jest implikowana żadnymi mocnymi zdarzeniami z życia twórców. Jeśli taka twórczość istnieje, może być ona mniej lub bardziej warsztatowo sprawna, ale zawsze wydawało mi się, że jest to taka wprawka przed właściwą robotą artystyczną.
Ja żyję w świadomości tego, że doskonałości nie ma, to jest jak z tą chińską filozofią, że ja jestem ciągle w drodze i ciągle gonię za jakimś ideałem, natomiast nie wierzę w jego istnienie.
Staram się po prostu - niezależnie od tego, co robię - pracę wykonywać rzetelnie. Unikam też "szufladkowania". Kiedy pisałem i wyśpiewywałem egzystencjalne piosenki, wszyscy żądali ode mnie pewnej postawy, która byłaby zgodna z wizerunkiem buntownika, który pije wódkę i strasznie cierpi. A przecież wcale tak nie musi być.
Nie lubię słowa „szczęśliwy”. Szczęście jest wówczas, gdy się znajdzie na ulicy 5 złotych. A gdy się na te 5 złotych zapracuje, to jest satysfakcja.