Mam naturę jesienną, choć jestem spod znaku Bliźniąt. Moje życie twórcze zaczyna się jesienią, która jest najbardziej kontemplatywna. Wiosna wydaje mi się zwierzęca, służąca reprodukcji. Lato – no, trudno, musi być, żeby dojrzało zboże, żeby się mocniej pościskać i do końca skonsumować miłość. Ale życie twórcze zaczyna się jesienią...
Chciałbym mieć święty spokój. W moim rozumieniu to taki stan, kiedy nic nie przeszkadza mi w robocie. Bo najbardziej lubię pracować. Nie ma wspanialszej zabawy nad pracę. A w antraktach bawią mnie takie drobiazgi, jak koszenie trawy, rąbanie drzewa, porządki w obejściu.
Mam co robić. Robię to, co lubię. I nie dałem się zobligować tak dalece, by robić coś wbrew sobie. To jest takie moje poczucie wolności.
Należę do ludzi z tego gatunku nerwusów, którzy bardzo lubią, gdy coś napiszą, żeby to się natychmiast pojawiło. Nie dlatego, abym chciał natychmiast pieniędzy, tylko boję się, żeby się to nie zdewaluowało.
Stanowczo stwierdzam, że nie mam stałych upodobań i nie wyróżniam żadnej z dziedzin twórczości, jaką się zajmuję.
Są tacy, którzy mówią, że Wołek zajmuje się czterema rzeczami na raz, gdyż chodzi do czterech kas. Tymczasem w naszych realiach trzeba mieć "wydeptane ścieżki" i "swoich ludzi". Kiedy maluję i wydeptuję w tej dziedzinie owe ścieżki, w tym samym czasie zarastają mi inne. Tak więc nie chodzę do czterech kas równocześnie.
Nie śpiewam, ale warczę i nazywa się to piosenką ambitną.
Twórca jest od tego, by siedział w pracowni cały dzień i robił uczciwą sztukę, nie marnując czasu na stanie w kolejkach w ministerstwie, czy na przesiadywaniu w hotelowych barkach z nadzieją, że pozna bogatego dentystę z Hong-Kongu, który kupi jego prace.
Malarstwo, muzyka, literatura, to jest to samo. Różni się tylko środkami wyrazu, ale ma ten sam wspólny kościec, zwany wrażliwością.
Nie straciłem kłów. Wojna nadal się we mnie toczy, tylko jest to wojna o jakość. Nie odżegnuję się od tego, że być może jutro nagle pójdę w świat, gdy tylko poczuję, że mam coś do wykrzyczenia.
Pomimo wszystkich rozterek, kłopotów, mam twardy kark i powtarzam – nie łamię się.
Jeżeli to ma być tort – tort, to musi być sernik i to zrobiony przez moją kobitę, która go piecze najlepiej na świecie.
Za mnie pracuje Opatrzność. Całe życie robię to, na co mam ochotę
Moje piosenki to te, których temat szukał mnie, a mniej moje to te, do których tematu musiałem szukać sam.
[...]
(ciąg dalszy nastąpi...)