Jurek jest malarzem. Układa różne kolorki, a potem wszyscy się cieszą. W czasie wojny (tej poprzedniej) był chłopcem. Nie chodzi tu o określenie płci, bo ta Mu pozostała, ale wieku. Jest (przepraszam za określenie) wrażliwcem. Większość młodych absolwentów Akademii to też wrażliwcy, ale jedynie z urzędu, z nakazu wykonywanego zawodu. Jurek jest z tych, co mówią: „Italia” i „Espańa”. Teraz nie mówi się „Italia”, ani „Włochy”, ani „Hiszpania”. Teraz mówi się „Stany”. Jurek jest cholernie pokorny wobec sztuki. (Kiedyś siedziałem z Maksem i jakimiś ludźmi. Maks jest także malarzem; znakomitym. Szło o sztuce. Mówili mądrze i niepotrzebnie. Maks powiedział wtedy tylko jedno zdanie: - Przestańcie p....ć. Jaka „sztuka”. Przecież to wszystko ludzie robią.
To Jego przemówienie mogło wyglądać na manifestację wyżej wtajemniczonego, ale Maks chciał im tylko zamknąć dzioby. Nikt z nich nie widział Go nigdy przy pracy. Maks wymyślił sobie formułę „drań”. I wmawiał sobie tego „drania” z maniackim uporem. A gdy zaczynał malować, cały „drań” z Niego opadał i wtedy roztkliwiał się nad sobą, choćby dlatego, że nie udało Mu się kłamstwo. Że znowu coś Mu w życiu nie wyszło).
Jurek jest cholernie pokorny wobec sztuki. Nie wobec swoich obrazów. Bardziej wobec stanu, który towarzyszy ich powstawaniu. Zdaje się być wtedy jak dziecko podczas komunii: nawiedzony. Jest cały drżący, jakby dziwił się, że „To” przyszło właśnie do Niego. Bardzo dużo wie o swojej robocie. Zapisuje to i czasem mi czyta. Z Nim jest chyba gorzej niż ze mną, bo i ON pisze listy, tylko że ich nigdy nie wysyła. Z Jurkiem gram w szachy. Nie jesteśmy zawodowcami, ale robimy to z zapamiętaniem. Raz On mnie, raz ja Jego. Jak się da, to oszukujemy, ale w miarę przyzwoitości. Zresztą, cóż to jest „przyzwoitość”? Kiedyś chciałem być malarzem. Nie jestem. Ale u Jurka czuję się tak, jakbym nim był. Nienachalnie tłumaczy mi, co i jak. Wykonuje ruch dłonią, jakby głaskał ukochanego psa i aż się oblizuje mówiąc:
- A potem, stary, laseruuuuunki, laseruuuuunki.
JEDEN RAZ U JURKA
Milczymy
Łykamy gorzką wódkę
o kobietach mówimy mało
głupio
obowiązująco.
Tego co chcemy powiedzieć
jeszcze nie wiemy
słowa są jak laska ślepca
ostrożne
może tylko trochę ponadoficjalne.
Jeszcze między nami
biały obrus kurtuazji
ale gdy drugi nie widzi
robimy plamy nie do wywabienia
i wiemy – to cieszy.
Ogień nie jest jeden
Choćby
dzwoniono z wieży
że zajął się Kosmos
lub nawet osiedle
Zresztą Kosmos jest tu
w rozedrganych ścianach pracowni
Ogień wyciąga z kątów wylęknione pejzaże
zaczęła się konkwista
i wschody mają barwę zachodów.
Płoną białe miasta Italii
(nie mylić z Włochami)
i bezpańskie niebo espańskie
- A teraz muszę zrzucić śnieg
bo zawali się dach
I jeszcze
chodź (mówi) pomilczymy.
Więc milczymy
i dalej twardo
łykamy gorzką wódkę.