Siadamy za twoim stołem
Jak zawsze po dzień nasz powszedni i chleb
Zachłannie wyciągać garście po swoje
Umiemy jak wydech i wdech
Nienawykli do ukłonów
Przepijamy zdrowie domu
I serc piołun
Z łbem jak śmietnik od toastów
Dosypiamy w cieniu zasług i oklasków
I kryjemy się po kątach
W czas gdy trzeba nam się krzątać
W czas gdy trzeba nam się krzątać
W tym naszym małżeństwie, kochana
Tak różnie, nie zawsze układnie i w takt
I nie czas nam dziś słowa próżne układać
Lecz bilans zysków i strat
Robiąc w myślach nam korektę
Gazecianym tłustym szeptem
Pomyśl przedtem
Odsuń transparentów ściany
A słów niewypowiedzianych znajdziesz łany
Bo co szyte grubą dratwą, nie rozgrzesza się tak łatwo
Bo co szyte grubą dratwą, nie rozgrzesza się tak łatwo
Więc daj nam aniołów, nie stróżów
Choć wiemy, że trudno o świętych wśród nas
Na zwątpień naszych egzemy
Nie uszu, lecz serca trzeba nam łask
Przecież dobrze widzisz sama
Jak panoszy się po bramach wódka tania
Że jak psy o byle kości rwiemy klapy byle gości
W byle złości
Lecz w spokoju czy też w gniewie
Wiesz, stworzeniśmy dla siebie
Wiesz, stworzeniśmy dla siebie