Inaczej się postrzega cały świat
Gdy na Borneo człek wspomnieniem znów zagości
Gdzie w malezyjskiej dżungli stanu Sarawak
Orangutany żyją całkiem na wolności
Ogromna ruda małpoluda pośród lian
Z inteligentnie niebezpieczną iskrą w oku
W swój narkotycznie-neurotyczny wchodzą tan
Zdolny zakłócić tej planety święty spokój
Rudego Piasta protoplasta vis a vis
To być musieli przecież nasi antenaci
Myślę przed lustrem goląc znany sobie pysk
Rudawy, krępy, z błyskiem w oku i bez gaci
Ten widok gnębi mnie i wręcz odrzuca w tył
Może pod łóżko, albo schować się do szafy?
Jeszcze próbuję walczyć wątłą resztką sił
Lecz już wygina moje członki w paragrafy
I oto tango! Orangutango!
Które po głowie i po łydkach tnie jak bicz
W którym się splata tego świata cała dzicz
I oto tango! Orangutango!
To jest zdziczenia ta odmiana niesłychana
Co każe nogi z dupy wyrwać za banana!
I każdy opór zdusi
Bo co to znaczy, że się nie chce tańczyć, gdy się musi!!
Noc jak w tropiku i rudawy drzemie cieć
Świat podkulony ciągnie ogon jak kometa
Porasta miasta kołtuniasta ruda szczeć
I nawet nocą nie uświadczysz już bruneta
A brzaskiem z wielkim wrzaskiem zejdą z drzew
Aż ziemia ugnie się pod nimi jak pod sztangą
Gdy zabulgocze w małpich żyłach dzika krew
I bez pamięci i rozumu ruszą w tango
I oto tango! Orangutango!
Które po głowie i po łydkach tnie jak bicz
W którym się splata tego świata cała dzicz
I oto tango! Orangutango!
To jest zdziczenia ta odmiana niesłychana
Co każe nogi z dupy wyrwać za banana!
I każdy opór zdusi
Życie się toczy i minęło parę lat
I na Borneo człowiek myślą znów zagości
Gdzie ponoć żyje w dżungli stanu Sarawak
Inteligentów małe stadko na wolności
I oto tango! Orangutango!
Które po głowie i po łydkach tnie jak bicz
W którym się splata tego świata cała dzicz
I oto tango! Orangutango!
To jest zdziczenia ta odmiana niesłychana
Co każe nogi z dupy wyrwać za banana!
I każdy opór zdusi