Płyniemy na jednej łódce - c.d.
Obaj mają po 60 lat, ja jestem nieco młodszy, ale cały czas w obcowaniu z nimi mam świadomość, że płyniemy na jednej łódce. I bardzo się lubimy, przyjaźnimy. Inaczej nie dałoby się pracować. Przynajmniej ja sobie tego nie wyobrażam. Są wrażliwi, i bardzo inteligentni. I obydwaj wysoce ponadprzeciętnie dowcipni. I bardzo kochają życie, przy czym u każdego z nich ma to inny wymiar. Satanowski jest nocnym Markiem, a ponieważ ma kłopoty z zasypianiem, śpi po trzy godziny na dobę, bo albo czyta, albo komponuje. Jest bardziej powściągliwy, flegmatyczny, choć bardzo dowcipny, odzywa się zatem mało, by nie tracić energii na gadanie, a mówi wolno jak żółw. Telefonuje rzadko, ale cały czas mam świadomość, że gdzieś jest przy mnie. I choć spotykamy się stosunkowo nieczęsto, to mamy świadomość, że druga strona wciąż ma wystawione ucho w eter, co słychać u tego drugiego. Zawodowo, prywatnie...
Janusz jest bardziej żywiołowy. Jego ciekawość świata przekłada się na przykład na niedościgłą kompetencję w kwestiach wszelkich gadżetów elektronicznych. Jeździ za nimi po świecie, śledzi je w Internecie, i zawsze - tak aparaturę do grania, jak i aparaty fotograficzne - ma najnowsze i najlepsze. Jasiu, żeby poznać świat, jeździ gdzie tylko może; wsiada w samochód i wędruje do Toskanii, Wenecji lub jeszcze gdzieś. Albo leci do Los Angeles. A Satanowski, owszem, jeździ, ale głównie po Polsce, i to dlatego, że musi. Pierwszy uwielbia podróżować samochodem, drugi nie cierpi do tego stopnia, że nie posiada prawa jazdy. Jak kiedyś zapytałem Jurka, dlaczego, odparł, że lubi jeździć pociągami, bo to mu daje kontakt z normalnymi ludźmi... Cóż, widać mnie z kręgu normalnych wyklucza.
Jasiu, od kiedy się wyprowadził 20 kilometrów za Kraków, żyje rytmem przyrody, patrzy w góry, zadziwia się roślinkami... I to mu dodało mocnych skrzydeł. Jurek z kolei ma inną obsesję - on kocha do obłędu secesję, zatem z całej Europy ściąga jakieś przedmioty i przedmiociki - szkło, meble, dzbanuszki. I naprawdę się na tym zna.
Pytasz o sobotni koncert? Zaskoczenia nie będzie, Ot, spotkanie dwóch 60-latkow - coś w rodzaju pojedynku. Oczywiście nie idzie o to, by skończyło się zwycięstwem któregoś z nich, bo obydwaj są doskonali, ale o zderzenie światów ich piosenek (musieliśmy ze względów czasowych zrezygnować z muzyki teatralnej i filmowej). Zabrzmią ich piosenki często w nowych aranżacjach i wydaniach i w ten sposób będą się obaj panowie ścierali ze sobą. A wygra - wiadomo - publiczność, bo usłyszy ponad 20 świetnych numerów.
Samych Jubilatów nie usłyszymy; nawet miałem taki zamysł, by napisać piosenkę finałową, którą byśmy wspólnie wykonali, ale powiem szczerze - to też jest zdumiewające i jest oznaką wrażliwości tych facetów - oni tak strasznie, szczególnie Jurek, są przerażeni na samą myśl, że mieliby wystąpić, że nie mogłem im tego zrobić przy okazji jubileuszu. A przecież Satanowski już się sprawdzał jako wykonawca, przecież Grzywacz nagrał swoim głosem płytę "Młynek kawowy"...
Zatem spotkamy się - który to raz? - by znów się przekonać, że potrafimy pracować bez obaw, że możemy się zawieść. I powiem więcej, że i przy okazji tego koncertu, wspólnie z jego wykonawcami, nie zawiedziemy publiczności.
A czy tak się stanie...?
Ułożył: Wacław Krupiński
Artykuł pochodzi z "Dziennika Polskiego" z 12.10.2007 roku i ukazał się w związku z galowym koncertem 43 Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie, poświęconym tym dwóm Jubilatom.