Pomiędzy łóżkiem a sufitem
Mieszczą się cuda nieodkryte
I tutaj jak szlachetne zwierzę
Ja sobie leżę
Więc na granicy nieboskłonu
Nie próbuj stawiać mnie do pionu
Bo czy kto wierzy, czy nie wierzy
Mnie pion nie leży
Mnie pion nie leży
Ja sobie żyję tak, jak żyję
A ludzie sterczą jak te kije
Albo – że tak mi się zrymuje
Jak jakieś tuje
Więc na granicy nieboskłonu
Nie próbuj stawiać mnie do pionu
Bo czy kto wierzy, czy nie wierzy
Mnie pion nie leży
Mnie pion nie leży
Ja pośród łóżka czterech kątów
W zgodzie z harmonią horyzontu
Się nie wywyższam, się nie jeżę
Zwyczajnie leżę
I o nic mnie nie boli czaszka
Łóżeczko, sufit, jakaś flaszka
Z pionów za oknem dwa jałowce
Dwa bezmózgowce
Więc na granicy nieboskłonu
Nie próbuj stawiać mnie do pionu
Bo czy kto wierzy, czy nie wierzy
Mnie pion nie leży
Mnie pion nie leży
Czasem się przyśni tłum rodaków
Od Świnoujścia aż po Kraków
Lewitujących za mną gładko
Za panią matką