Moje dni w okno wpatrzone, czekanie bez końca
I czyjś portret. Czyj? już nie wiem
Wrócę wiosną - ktoś kartkę zostawił na stole
Ot tak, między serem a chlebem
Kilka słów zbyt pochopnych i bieg zdarzeń się zmienił
Krok przez próg, drzwi na przestrzał otwarte
Jeszcze łzy nieskuteczne, tupot butów w sieni
I ulica sparzona asfaltem
Ktoś zbyt późno postawił drogowskazy myślom
I na nic się nie zdał płacz nad losem zasranym
Czyjeś oczy zostały, jakiś dom, co się wyśnił
I brak sił, by zdjąć portret ze ściany
Moje dni w okno wpatrzone i czekanie bez końca...
A tu ludek się sypie wyświechtanym traktem
Za gwiazdą szczęśliwą każdy celu sięga
Ktoś schylił się chyłkiem i przystanął raptem
I zgubił strony świata pijany włóczęga
W drodze broń mnie, mój Boże
Od przyjaciół, co biedy mi życzyli
W czas, który nie po myśli się toczył
I słów cichej pokory czekali, by kiedyś
Przyjaźni latarką znów błysnąć mi w oczy
Moje dni w okno wpatrzone i czekanie bez końca...
Ktoś chciał w śmiechu się zgubić, ręką machnąć na wszystko
Głowę wsadzić tam, gdzie najgwarniej
Lecz był portret na ścianie i zostało mu tylko
Jak ćma dalej światłem się karmić
Miał być chwil rozpasanych zwariowany korowód
I radość kłamana jak dzwonki u czapek
Jak w jarmarcznym teatrze odegrany spokój
Ale oto stoją u miasta rogatek
Moje dni w okno wpatrzone i czekanie bez końca...