Dokąd jedziecie, chłopcy od Breugle'a
Gdy nawet piekarz śpi i chłód zamieszkał w piecach
Na progu zimy zmarznięte macie dłonie
Waciaki na grzbietach
I w wąsy siwy wplótł się szron
Ogarek zetlał w ustach
I kocie łby odlicza koń
Ulica jeszcze pusta
Smutny perszeron zwiesił łeb
A nogi pod nim ciężkie jak przed katem
Jak na Golgotę ciągnie los
Na zadzie stacje wypisane batem
Ciężkie chomąto gniecie kark
I płaczą oczy szklane
I drepce zmordowany jak pan młody gdzieś nad ranem
Weźcie mnie z sobą, chłopcy od Breugle'a
Choć parę nóg mam tylko i dwie ręce
Weźcie mnie z sobą, chłopcy od Breugle'a
O jedno proszę, mnie nie trzeba nic więcej
Nim ciszę ranka zdepcze tłum
Gdy wezmą się pod boki
Zatańczy barwnych kiecek szum, handlarze, linoskoki
Za piątkę parias kupi los, a cygan sprzeda w kartach
Że koryfeusz zeń, nie pies czy świnia gówno warta
Zanim się w mroku zatrze bruk
Ostatnich gości nim wyplują szynki
Posłuchaj jak się kopyt stuk
Układa w śpiewkę starej katarynki
Ty jednak z dumą prężysz pierś
Bo ktoś ci czytał w kartach
Żeś koryfeusz jest, nie pies czy świnia