Tam, gdzie ulice mówią amen
I pies obszczekać już nie ma nikogo
Judaszem bywałeś, otarciem łez, busolą, zawalidrogą
W spóźnione noce brnęliśmy po oś
Za flaszką na strun powrózku
Tam gdzie myśli pustostan, zasrany los,
Wierny jak zakonnica przy łóżku
Nie bratał się z nami pan, pan bóg i nikt
Z powietrza, ognia czy z ziemi
Zbyt cienko się supłał motyli nasz krzyk
W imieniu ginących waleni
I wiły się z bólu palce w drzwiach
Chociaż rozum uparcie dudnił
Żeśmy ludziom poczciwym potrzebni jak...
Krótko mówią to gówno w studni
To gitara się schlała nie ja
Ona, nie ja, nie ja
Prosto z nut dała wspód do dna
Ona, nie ja, nie ja
Pytań żółć wylewamy za ludźmi w świat
Niezbyt lotni co to się stało
Że nam w skrzynce na listy myszkuje wiatr
Nie piszą, wszystkich wywiało
A przysięgi składali na chleb i na nóż
Sczerstwiał chleb, nóż rdza ma w opiece
Nasza wolność obrosła już w pióra jak w tłuszcz
Zbyt ciężkie by można odlecieć
Ale trzymam się ciebie jak drzewo mchu
Paktując o skrzydła z aniołem
Za ten wiersz co się lęgnie na kacim pniu
Po trzykroć łamany kołem
Dzielimy po równo drżenie rąk
Rogate nieszczęścia parami
Doświadczenie synoptyk sędziwy jak błąd
Rozciąga niż ponad nami
To gitara się schlała nie ja...