Książka pod redakcją Marcina Wolskiego stanowi obszerny zbiór materiału prezentowanego w kultowej już audycji radiowej Trójki pod tym samym tytułem. Znajdziemy tu m. in. wywiady, opowiadania, wiersze, skecze, monologi różnych twórców, w tym Marcina Wolskiego, Krzysztofa Jaroszyńskiego, Andrzeja Waligórskiego, Andrzeja Garczarka, Ewy Szymańskiej czy Tadeusza Rossa. Spośród tekstów Jana Wołka znalazły się tu trzy wiersze, a mianowicie: „Piosenka o starych ludziach”, „Dytyramb przeprosinowy” i „Piosenka – Głupawka” oraz dwa znakomite monologi: „Ta cholerna cytryna” i „O okresie godów wśród zwierząt”, który pozwoliliśmy sobie zamieścić w całości poniżej...
"[...] Kiedy zwierzę jest wypoczęte i dokarmione, to ma ochotę na tak zwany okres godów. Chodzi tutaj o zachowanie gatunku, jeżeli oczywiście zwierzę jest gatunkowe. Żyrafa na ten przykład jest wysoko gatunkowa, a kret nie bardzo, i dlatego żyrafa z kretem nie, bo to mezalians, i dlatego kret ze złości pod żyrafą kopie dołki i sam w nie wpada. Kiedy zwierzę jest w okresie godów, nie dba o własny interes. Przykładowo - przestaje się bronić i myśli o czym innym. Zwierzę nie robi tego w domu, tylko gdzie indziej. Zaczynają się migracje i każdy samiec oznacza swoje terytorium palikami. Może to być: „Rozbiórka - wstęp wzbroniony”. Na swoim terytorium samczyk rozchyla ubarwione części ciała i pokazuje rywalom swoją obecność. Terytorium nie wolno przekraczać, o czym informuje angielskie przysłowie, że dom Anglika to jego zamek, albo odwrotnie - nie pamiętam. Jak który przekroczy, to drugi może mu nawet naubliżać, no, chyba że poczta albo za gaz. Taki łosoś to jedzie na gody do rzeki, w której się urodził, ale bywa, że podziemna i krety zajęły albo wyschła i dlatego ma kłopoty i jest taki drogi. „Malospiza melodia” jest taki narwany, że jak widzi swoje odbicie w lustrze, to zaraz by bił, bo myśli, że to ktoś inny, ale najpierw ubliża mu od ostatnich, jak Bazyliszek. Zwierzęta jednak niechętnie się biją, a raczej wymyślają. Jest to tak zwany kod gróźb zebranych w specjalnej książce kodowej, która jest u leśniczego, i dany osobnik czyta sobie na przykład, że jak nastroszy piórka, to „won”, jak machnie ogonkiem, to: „bo jak cię...!” itd. Z reguły są to (delikatnie mówiąc) docinki respektowane. W ostateczności mówią sobie: kto kim jest, kim mógłby być, gdyby nie ta cholerna ewolucja, albo kim był, dajmy na to, w Karbonie czy Sylurze. Bywa jednak, że się biją, ale tylko do pierwszej krwi, bo trzeba dbać o ciągłość gatunku, i dlatego jak kawka kawkę nałomocze, to ta druga pokazuje jej szarą plamkę z tyłu głowy, jakby mówiła: „świnio, siwą będziesz biła?”. Ale i wśród zwierząt trafiają się świnie i dlatego niektóre kawki mają te plamki różowe, bo je inne po tej szarej tyrpały - aż wyskubały, a jak całkiem szare, i to komórki, to już kiepska sprawa. Taki wilk to drugiemu gardła nie podgryzie, a jak podgryzie, to trudno. Jedno jest pewne, że kawka wilka nie atakuje, bo wilk jest szary (patrz: „Bari, syn szarej wilczycy”), i kawka myśli, że wilk pokazuje jej szarą plamkę z tyłu - świnia jedna. Wśród zwierząt panuje hierarchia. Na górze jest lew. Najwyższy w hierarchii może dziobać zwierzę alfa, alfa - beta, beta - gamma, gamma - delta i tak, aż się skończy cały alfabet. A wilki to się tłuką, jak popadnie, a potem są już takie wyplute, że nie chce im się tych godów, i dlatego wilki się wzajemnie wyginają..."