Gdzie te maje
Gdzie te lipce
Nieskalana czystość dusz
Oszalałe czasu skrzypce
I orkiestra w tyle już
W deszczu zdarzeń i spraw
W ulewie braw
Dogasają sztuczne ognie
Naszych wielkich marzeń
Nie, nie nam ołtarze
Dla nas półmrok bocznych naw
Bo my jak te polichromie
Płowiejemy nieuchwytnie
Cicho, nieuchronnie
Wśród sekund wtóru
Zapadamy się w chropawą
Szarość dni, wilgoć muru
Blado, trochę łzawo, ale godnie
W ciszy bocznych i mrocznych naw
Nie minęły nawet chwile
I nie wybrzmiał jeszcze śpiew
Gdy pod oknem kwitł zawilec
A już w ogniu liście drzew
A my jak te polichromie
Płowiejemy nieuchwytnie
Cicho, nieuchronnie
Wśród sekund wtóru
Zapadamy się w chropawą
Szarość dni, wilgoć muru
Blado, trochę łzawo, ale godnie
W ciszy bocznych i mrocznych naw