Jak osiągniemy pewną biegłość warsztatową, to z punktu widzenia lat minionych jest to już pewna perfekcja. Ale przecież biegłość warsztatowa wcale jeszcze perfekcją nie jest. Bez względu na to jaki etap w sztuce osiągniemy, perfekcja będzie zawsze przed nami. I tu istnieje pewne niebezpieczeństwo. Próba osiągania kolejnych stopni perfekcji tak dalece obliguje artystę, że w pewnym momencie przestaje on interesować się sprawą robienia użytku z tej perfekcji, a bardziej interesuje go samo jej osiąganie. Staje się szewcem, który potrafi robić wspaniałe buty, ale się tym nie zajmuje, ponieważ szkoli warsztat. Mnie oczywiście można zarzucić, że zajmuję się wieloma gatunkami i w żadnym nie osiągnę imponującego poziomu. Ale ja nigdy nie nastawiałem się na robienie rewolucji w sztuce, bo w nią nie wierzę. Być może kiedyś uda mi się wnieść coś nowego, ja się od poszukiwań nie odżegnuję, lecz szukać można równie dobrze w kosmosie, jak w ziarnku grochu. Moje malarstwo przedstawiające to jest właśnie ziarnko grochu. W tej mojej wielkości zainteresowań udaje mi się wygrać jedno. W każdej działalności ludzkiej następuje zmęczenie materii. W pewnym momencie czujemy przesyt swoją pracą. Mamy moment zawahania.
I pan wówczas ma dokąd uciec.
Właśnie. Jestem w sytuacji luksusowej. Jak widzę, że moja robota przestaje być produktywna, to przechodzę do innej działki i natychmiast obrabiam ją z entuzjazmem. Nie mam momentu zmęczenia. Nie tracę czasu na robotę, która mi stygnie w rękach.
Czy to znaczy, że należy pan do tych nielicznych szczęśliwych, którym praca zawsze sprawia przyjemność?
Nie lubię słowa „szczęśliwy”. Szczęście jest wówczas, gdy się znajdzie na ulicy 5 złotych. A gdy się na te 5 złotych zapracuje, to jest satysfakcja.
I ma pan satysfakcję?
Tak. Mam co robić. Robię to, co lubię. I nie dałem się zobligować tak dalece, by robić coś wbrew sobie. To jest takie moje poczucie wolności.
Czym jest dla pana twórczość?
Normalną pracą ludzką. Żadne czary – mary. To wszystko robią ludzie naszym zawodem jest produkować to, wspaniałe oszustwo, jedyne na świecie, na które chętnie wszyscy się zgadzają, bo ono nas wzrusza, rozśmiesza ...
Jak pan reaguje, gdy – każdemu twórcy chyba się to zdarza – ktoś mówi, że teksty pana piosenek, to „żadne teksty”. Czy to nie budzi w panu zwątpienia?
Jak ktoś mówi, że moje malarstwo jest żadne, to ja mam ochotę dać mu w mordę, po prostu. Bo to jest paszkwilanctwo i łobuzerka. Nie ma sądu w żadnym kraju na świecie, który wygłosiłby wyrok bez choćby pozornej sentencji. Jeśli ja komuś mówię, że coś jest do d..., to staram się uzasadnić. Wysuwam argumenty, chcę wysłuchać obrony tego kogoś i jestem skłonny dać się przekonać, przyznać temu komuś rację, jeśli mnie przekona. Nie uznaję ludzi, którzy wygłaszają sądy bez uzasadnienia. Bez sądzenia nie ma życia. Każdy człowiek raz jest wilkiem, raz zającem, raz sądzącym, raz osądzanym. Osądzaniem jest spojrzenie, gest wobec drugiego człowieka. Ale gdy nasze opinie mają szerszy zakres, gdy oddziałują na poglądy innych, wówczas trzeba je wyważać.
Kim dla pana jest odbiorca pańskiej twórczości?
Nie ma piosenki jeśli nie ma słuchacza, publiczności. Ale prawda też jest taka – być może to co powiem nie jest popularne – że starałem się nie doprowadzić do poczucia, iż jestem własnością społeczną. Mam wiele szacunku dla publiczności, ale nie dlatego, że jest to moja publiczność, która słać będzie pochwalne listy do radia, lecz, że są to ludzie, że dopuściliśmy się wzajemnie do konfesjonału, w którym ja zaczynam im jak najbardziej szczerze opowiadać o swoim życiu. I proszę o coś w rodzaju szacunku.
Jaką funkcje powinna spełniać pana piosenka, pana obraz, pana książka?
Nie wiem. Żyjemy w czasach, w których coraz dalej jesteśmy od siebie. Niedługo nasz kontakt ograniczać się będzie do tego przy pomocy środków masowego przekazu. Piosenka, książka, obraz pozostaje jedną z nielicznych ścieżek, które jeszcze nie zarosły zielskiem.